Blogger Backgrounds

Monday, August 1, 2011

Jarocin

Siedzi sobie Poziomiasta w pozycji pokrzywionej,  z nosem w lapku i duma takie oto myśli:

-Początek bloga. Chciało by się jakiś wpis optymistyczny, pogodny, w staro-Poziomczanym stylu.
A z drugiej strony - tyle niemiłych zmian się dokonało, że nie obejdzie się bez małego wyjaśnionka. Male wyjaśnionko przekształci się w powieść-rzekę. Chyba nie czuję się jeszcze psychicznie gotowa to wszystko z siebie wylać. Co innego pośpieszny ustny przekaz, który już co niektórym zaserwowałam, a co innego pisanie. To o wiele bardziej osobiste, dogłębne i... no nie łudźmy się, wyczerpujące.
Więc co teraz?

Jula mimo woli podsunęła mi znakomite rozwiązanie - zacznę od Jarocina, a potem będę się cofać w czasie pisząc zarazem na bieżąco, od czego Szanowni Czytelnicy dostaną pomieszania z poplątaniem niewątpliwie. Ale zaczynanie od punktu zwrotnego jest legalnie używane w pisaninach wszelkiego typu i rodzaju, więc nie mam zamiaru się stresować.

Jarocin stal się punktem zwrotnym mojej podróży do Polandii, bo z wrednego doła zostałam od razu wykopana w kierunku pionowym ku górze. A było to tak.

Rok temu, Pozioma czyli pokręcona fanka zespołu Bad Religion, kierowana niewyjaśnionym impulsem wlazła na stronę z trasami koncertowymi tegoż zespołu. I szlag ją trafił beznadziejny czytając, że się będą po Polandii kręcić a tejże Poziomicy tam nie będzie!!! Pozioma rzekła Losowi, że to jest ostatni raz kiedy mu takie kawały odpuszcza i następnym razem to ona na koncert przyjedzie zza oceanu choćby nie wiem co.
 
Gdy więc Maruda poinformował, że w czasie planowanego przymusowego wypadu Poziomy do Polandii, Bad Religion objawi się w Jarocinie, Poziomiasta wiedziała, że Los przyjął jej wcześniejszą obietnicę do wiadomości i teraz kusi. Co innego mogła powiedzieć, jak tylko się zgodzić (wiadomo, że z Losem trzeba uważać, bo Zaraza Zębata lubi takie podpuchy).

Rodzina na plan wypadu zareagowała raczej niechętnie. Babcia dała temu wyraz werbalnie a potem czynnie (ale to już część innej historii). Brat obśmiał niżej podpisaną, że "w tym wieku" jeszcze jej się zachciewa pchania na imprezy wybitnie młodzieżowe i takie plany należało ze dwie dekady temu uskuteczniać. Lew na początku kręcił nosem, ale potem sam zaczął mnie sam wyganiać (to też część innej historii). Po licznych stresach okołowyjazdowych i konsultacjach, dostałam wytyczne: spakować Dziecko i wsiąść do pociągu o tej i o tej a następnie dojechać na podaną stację. Więcej wytycznych mi nie było potrzeba i z największą chęcią oddałam cały organizacyjny mętlik w bardziej kompetentne ręce Marudy.

Dziecko moje z kwikiem zachwytu przyjęło podróż pociągiem i zaakceptowało w większości nieznane towarzystwo (jak widać nie tylko Pozioma jest znacząco szurnięta na punkcie Bad Religion). Miał przed kim się popisywać i udawać T-Rexa (co robi z wielką dbałością o szczegóły). Długa wyprawa więc nie przeszkadzała mu zbytnio. Już bardziej dokopało mu gorąco w samym Jarocinie, ale wystarczyło zainstalować go w parku, żeby znalazł sobie patyk, kawałek ziemi i atrakcyjne towarzystwo płci przeciwnej. W tym czasie Mamusia delektowała się zakazanym piwem i równie zakazanym towarzystwem (te zakazy to oczywiście inna część historii). Potem Ptysiek, który czasami przebąkuje o założeniu własnego zespołu muzycznego, zażyczył sobie zdjęcie na starej jarocińskiej scenie. Oczywiście zostało ono spełnione. Niech wie jak to smakuje.


Pierwszy raz na scenie. Ciekawość bierze jakie będą następne razy.

Po dotarciu na miejsce właściwe, rozpłaszczyłam się na trawie jak jakaś meduza i poczułam fizycznie jak wszelkie stresy wsiąkają w trawę i rozpływają się w powietrzu. Pozostało radosne oczekiwanie, złośliwa satysfakcja, że nie da się Poziomiastej powstrzymać jak jej coś do kudłatej wpadnie, wdzięczność, szczęście, zachwyt, radosna adrenalina i te takie podobne. Wszystko to wymościło się w Poziomczastym wnętrzu i zadomowiło pod etykietką "Będę wspominać gdy życie za bardzo skopie mnie w odwłok". Bo gdy się człowiekowi mnożą jakieś bezsensowne i durnowate przeszkody, trzeba pamiętać, że walka o siebie czasami przynosi zadziwiająco wspaniałe rezultaty.


Poziomiasta w pozycji meduzy chłonie atmosferę.

Po udomowieniu wspomnianych odczuć, należało poczynić kroki, żeby Poziomiasta i Ptysiek wyglądali jak reszta zebranego społeczeństwa i nie zdradzali się od pierwszego rzutu oka, że po raz pierwszy w takowej imprezie uczestniczą. Na wiek, co tak mojemu Bratu przeszkadzał, nic nie mogłam poradzić. Na wszelki wypadek schowałam metrykę głęboko i obiecałam sobie jej nie okazywać. O postawieniu sobie irokeza z włosiąt należało pomyśleć wcześniej, bo koncert to nie miejsce na zabiegi fryzjerskie. Poszliśmy na łatwiznę i przyodzialiśmy się w stosowne stroje, po czym z miejsca poczułam się jak "człowiek na jarocińskim poziomie".

Tę właśnie koszulkę miałam na sobie. Prawda, ze pasuje?


Dziecko, obkarmione niezdrową, słodką i drogą żywnością podrygiwało sobie w rytmie muzyki aż do momentu kiedy nie zasnęło na glebie. Ominęły go atrakcje w postaci nietoperzy, samolociku, faceta na lotni oraz ufo. I tak bywa, dlatego ja nie spałam żeby mnie nic nie omijało.

Dziecko na glebie w poziomie, a Poziomka w półpionie.

Stanęliśmy nad Małolatem jako te sępy, żeby z powodu mroku tudzież innych czynników nikt go przypadkiem nie podeptał. No dobrze, nie jak sępy. Bardziej jak bociany, bo te sugerują uczucia opiekuńcze a nie chęć pożarcia.

W pewnej chwili musiałam Bąbla obudzić, bo pod nim i na nim spoczywały wszystkie moje grubsze ciuchy, a temperatura się uparła żeby spadać. Zawinęłam go we wszystkie jego grubsze ciuchy i odzyskałam swoje. Napoiłam Małoletniego herbatą, przytuliłam w pozycji która gwarantowała, że się potem nie podniosę bez powkwikiwania z bólu, i czekaliśmy na gwóźdź programu.

W końcu zagrali...

Cholera, to było jak płynne światło w żyłach i tętnicach, albo jak żarliwa modlitwa. Słowem, Poziomiasta zwariowała kompletnie i bez szansy na odwrócenie procesu.

Dopiero po koncercie, wracając do pociągu, musiałam przyznać że te Bratowskie sugestie o podeszłym wieku miały spore ziarno racji. Doszło nawet do tego, że w chwili przerwy oparłam się wdzięcznie o słupek sygnalizacji świetlnej i zamarzyło mi się pozostać w tej pozycji. Przywołana na baczność, ukradkiem pogłaskałam słupek za to że był tam gdzie był.

A potem trzeba było wracać do domu i zaprezentować się wielce zgorszonej rodzinie. O jakimś dłuższym odpoczynku nie było mowy. Bąbel przespał się radośnie w pociągu, ale ja odkryłam w sobie pokłady sił i energii, których się nawet nie spodziewałam. Pewnie ta adrenalina zrobiła swoje i po godzinie snu na dwie doby czułam, że przenoszenie takich Himalai to dla mnie pesteczka. Na ogólnorodzinnym obiedzie wyglądałam kwitnąco jako ten róży kwiat, a nie jak ktoś, kto się po imprezach szlaja.

Dobra, nie będę szklić. To nie tylko adrenalina. To także uświadomienie sobie, że są ludzie, którzy bez zmrużenia oka akceptują mój świrnięty charakter, nastroje i upodobania, podobnie jak durne pomysły, głupotę i częstą nieporadność. Było to dla mnie odkrycie porównywalne z napotkaniem ufoludka w ogródku i o wiele bardziej przyjemne (spotkanie z ufoludkami, jak uczą filmy, niekoniecznie musi należeć do przyjemności).

I wtedy już wiedziałam, że wrócę na blogowisko.
Bo jak można nie chcieć więcej?!



Ech, będzie co wspominać!


I jeszcze jedno, ten wpis bylby niepelny bez podziekowania dla Marudniastego. Za pomysl wyjazdu, za organizajce wszystkich tych mniejszych i wiekszych spraw, za aprowizacje, za koszulke, za opieke, za podtrzymywanie na duchu gdy bylo wrednie, za noszenie Ptyska, za zdjecia, za odprowadzenie pod dom (z malym zawijasem) a przedwszystkim za towarzystwo. Bez Ciebie by nas tam nie bylo.

Dwóch melomanów w swoim naturalnym środowisku.


4 comments:

  1. Eeee, no pełen szacun :O !!!

    To Ty i Ptysiek jesteście nie do zdarcia, tak trzymać ! ;D ))) :D ))))

    ReplyDelete
  2. Ty się tak nie rozpędzaj,bo jeszcze bardziej mi się od tego Twojego pisania we łbie przewróci!
    Zakładając,że to w ogóle możliwe,żeby było bardziej niż jest.

    Ty już wiesz kto.
    ;)

    ReplyDelete
  3. To "Maruda" dała znak życia u Ciebie, nie?....
    Rozpoczęłaś blogowanie i chwała Ci za to, ale wszyscy z dziećmi na urlopach są ! ...No prawie wszyscy, bo prócz mnie ;)

    ReplyDelete
  4. rewelacja Poziomica i piatka dla Marudniastego za wyciąganie Ciebie z doła i bycie w świecie przez ciebie wymarzonym .Mam nadzieję że terapia Jarocińska powiodła się i akumulatory solidnie Naładowałaś .Wyobrażam sobie Ptysia - to jest dopiero skarb


    macham wieczorowo

    ReplyDelete