Z gory i z dolu przepraszam na wstepie za brak polskich czcionek. Od ostatniego wpisu komp nie dosc ze sie interentowo zawieszal, to jeszcze wirusisko jakies zlapal. Kichal i kaszlal, biedaczysko, wiec go szalikiem owijalam i spirytusinkiem nacieralam. Ale to co mi na ogol pomaga (nacieranie spirytusinkiem od wewnatrz), kompusiowi ni hu hu. Trza go bylo do specjalisty zawiezc i wnetrznosci mu wyczyscic. Po wyczyszczeniu nico juz mu tam nie pozostalo. Ani zdjec, ani osobistej buchalterii, ani nawet czcioneczek polskich. Odtwarzanie tego wszystkiego troche czasu zabralo i, jak widac, jeszcze sie nie zakonczylo.
Poziomica, jednakze, zdrowa tak na ciele, jak i na umysle (ze mnie piorun z jasnego nieba za to lgarstwo w zywe oczy nie trafil, to chyba tylko laska boska i niedopatrzenie!!!)
Znaczy sie na ciele nieco gardlowo niesprawna jestem, ale gadac i pyskowac zdolna (zawsze, he he he!!!) Zaszkodzily mi skoki temperaturowe, bo na sama Wigilie w gory od, tfu, kochanej rodzinki zwialam. Jestem cholera, ale przynajmniej nie zaklamana, totez nie mialam ochoty udawac ze im zycze wszystkiego najlepszego.
Za to w gorach trafilo sie nam cudowne towarzystwo z ktorym do bladego switu sie siedzialo, pilo, dymem okadzalo i spiewalo koledy, tudziez inne. nieco bardziej frywolne, przyspiewki. I bylo cudnie. Mroz az trzeszczal, gwiazdy wisialy na wyciagniecie reki, a potrawy wigilijne wlasnymi rekami wykonane znikaly w mgnieniu oka (nikogo nie otrulam, choc, z drugiej strony, za szybko stamtad wyjechalismy nie zostawiajac ni sladu, ni adresu, zeby ktos zdazyl sie poskarzyc).
Jak sie po raz kolejny przekonalam, nic mnie tak nie podnosi na duchu, jak spotkanie fajnych ludzi, ktorzy nie zadzieraja nosa, tylko widza w Poziomiastej normalnego, milego ludzia.
Do-sylwestrowe dni w Niujorku pogoda sie nie popisuje, ale Poziomiasta siedzi na chacie u Lwa, oblozona Himalajami ksiazek i pogodnie czeka na wiosne, a wraz z nia, na kolejna demolke w Ruince. Demolke, pod wlasne, miejmy nadzieje, ze w koncu permanentne lokum gdzie bedzie sobie sterem, zeglarzem i okretem a pasazerowie beda mogli narzekac na kuchnie i obsluge jedynie cichutko i pod nosem. Gdzie nikt nie bedzie krytykowal poziomczanego zwyczaju czytania przy jedzeniu lub poziomczanego gustu muzycznego i innych upodoban. Gdzie moze byc ciasno w sensie przestrzennym, ale nie bedzie ograniczen umyslowych, bo "tak nie wypada takiej starej babie" (to bylo o mnie, jakby ktos nie skumal).
I bedzie fajnie!
A Poziomiec moze wreszcie zabierze sie za reanimacje obu usnietych blogow!
Frywolitkowy obrazek
6 days ago