Blogger Backgrounds

Friday, August 5, 2011

Sprzątanie

Powinnam się zabrać za posta wyjaśniającego co się ze mną działo gdy mnie nie było. Powinnam i nawet  się zabrałam, ale, jak słusznie sądziłam, historia rozrosła się do niebotycznych rozmiarów i nie mam jakoś serca jej drukować.

Na razie sprzątam. Nie takie układanie, umycie okien, powycieranie kurzu, tylko klasyczny tajfun. Wszystko co w szafie, to na podłogę i przegląd sztuka za sztuką z przewagą wyrzucania lewą ręką za siebie w kierunku kosza na śmieci. W dodatku zaczęłam na kilku frontach jednocześnie. Chyba po to, żeby mi było na maksa gorzej.

A zaczęło się od tego, że otwierałam sobie właśnie e-maila ze zdjęciami. Komp dychał, dychał aż w końcu się zawiesił. Widać moja podobizna działa zabójczo na kompy. Nerw mną szarpnął i wydałam z siebie krótkie warczące słowo na K (wersja dla nieletnich, że było to słowo "kretynka"). Straciwszy cierpliwość zabrałam się do czyszczenia komputerowego ustrojstwa, a gdy biedactwo powoli się sprzątało i odinstalowywało co tam potrzeba, ja zajmowałam się wypakowywaniem walizki. Można by rzec, że i ja, i kompek sukcesywnie pozbywaliśmy się zbędnostek.  I nawet nieźle nam to szło. Byłam obok i klikałam kiedy potrzeba a jednocześnie nie frustrowałam się patrząc jak co się tam na ekranie ładuje w tempie żółwia chorego na podagrę.

Kompek leciutki już i czystszy nieco po moim nieprofesjonalnym czyszczeniu miał się dobrze. Ja też. Nawet ZA dobrze. Z rozpędu wyczyściłam skomputeryzowaną komórkę ale jeszcze mi było mało. Z rozpędu dokonałam przeglądu swoich ciuchów. Wyrzuciłam kolejne za duże. Z kolejnego rozpędu dokonałam przeglądu ciuchów Dziecka i wyrzuciłam za małe (ciekawe kiedy dojdziemy do tego samego rozmiaru, niedługo, jak sądzę).

Jakiś czas później zachciało mi się ryżu do mięska w grzybowym sosie. Wsypałam ryż do garnka z wodą i wydałam z siebie kolejny warczący okrzyk (a potem zdusiłam odruch wymiotny). W ryżu zalęgły się nam mole, ale bidusie nie potrafiły się wydostać w postaci dorosłej z pudełka i tak pozdychały. Z plagą moli walczyłam jeszcze przed wyjazdem. Wtedy odkryłam je w płatkach śniadaniowych, herbacie owocowej, mące, kaszy mannej i paru innych produktach. Ale tam były żywe mole a nie cmentarz wysypywany z kartonika. Co zrobiłam? To jasne jak słońce! Wywaliłam wszystko z szafek a potem każdą rzecz obwąchałam i obmacałam.

A potem reszta poszła tak z rozpędu. Od dwóch tygodni moje mieszkanie przypomina pobojowisko i tor z przeszkodami. Ptyśkowi to nie przeszkadza, tym bardziej, że  wie iż w posprzątanym mieszkaniu stanie jego nowe łóżko. Duże i piętrowe.

A ja? Mam przymus sprzątania. Nie w mieszkaniu, tylko w życiu, ale skoro na razie mogę się wyżywać tylko na przedmiotach  martwych, to trudno.

Dopiero gdy to napisałam zrozumiałam że w ten sposób znalazłam swój własny sposób na terapię. Ten chaos po którym następuje porządek, wynikające z tego przemyślenia i planowanie nowych sposobów organizacji, tworzenie nowych przestrzeni i usuwanie tego co zbędne mają w sobie coś bardzo leczącego. A zwłaszcza ta powoli następująca satysfakcja, że podjęłam się wariackiego zadania, ale mu sprostałam.

No cóż, dopiero sprostuję, bo wciąż jeszcze chodzę po domu slalomkiem. Ale już niedługo. Rodzinka wraca za tydzień i wtedy wszystko )nie tylko mieszkanie) będzie musiało być już ślicznie przygotowane na ich powrót. A ja najbardziej.

2 comments:

  1. No cóż , nie powiem bardzo to interesująco się czyta ;) ... Tak własnie mi się zdawało, że Ciebie jakby mniej. co prawda jak pamiętam a mam zdjęcia w komputerze z naszego spotkania na rynku krakowskim, specjalnie tak, nie miało Cię z czego ubywać :D ))))
    To,że z Ptysiem gdzieś tam w czasie i to tylko na małą chwilę się wyrównacie, to pewne. :D)))
    Pa! ..To czekam na dalszy rozwój sytuacji u Ciebie , u Was!... ;)

    Ps.
    Fajny ten mini czat. chyba też sobie go ściągnę na stronkę ;)

    ReplyDelete
  2. Wiesz ,że chyba faktycznie tym sprzątaniem się od ciebie zaraziłam.Dałaś mi takiego kopa do roboty. ;)
    Sprzątam sobie przy muzyce Vivaldiego, konkretnie przy lecie, chociaż ja tak z wiosny na jesień.

    Mówisz ,że chudniesz na potęgę, dlaczego?...
    Nie masz czasu jeść ?... Ja z nerwów zaraz podjadam i pies pogrzebany. Nie ma złotego środka! :D)))

    Zajrzyj jeszcze raz do mnie , czy widać , bo jakimś cudem udało mi się wklepać na stronę z you tube muzykę Vivaldiego , a konkretnie lato , bo teraz jest ta pora roku :D. Ja widzę, ale nie wiem czy goście widzą? ...

    Pa!

    ReplyDelete