Blogger Backgrounds

Monday, October 10, 2011

Tymczasem...

Nie to, że się skarżę na moją prześliczną, ukochaną, francowatą zarazę, zwaną komórką.
Nawet nie śmiem.
Stwór żyjący w Hamerykańskim Niujorku, w dwudziestym pierwszym wieku, z lekka, lub nawet z ciężka uzależniony od internetu, posiadacz potomstwa i prowadzący nieustabilizowany i koszmarnie nieregularny tryb życia NIE BęDZIE narzekać na własną komórkę ze strachu, że się ustrojstwo obrazi.

Ale skoro paskuda posiada funkcję internetu i pisać z niej można, to czemu wykonanie choćby krótkiego wpisu na blogu to ćwiczenie nie tylko dla kciuków, ale też na zachowanie spokoju w sytuacjach eksteremalnych.
Kursor przeskakuje jak pijany, litery pojawiają się z opóźnieniem, błędy nie dają się wykasować, o pewnej płynności pisania już nawet nie wspomnę. A wspomnieć o ostatnim rachunku??? Lepiej nie. Zgrzytanie zębów pewnie w Ojczyźnie było słyszalne, tylko naukowcy nie potrafili go zidetyfickować i podciągneli pod jakieś zaburzenia w czasoprzestrzeni.

Niestety jestem w dużej mierze zdana jedynie na komórkę.
W miejscu zamieszkania (nie nazwę tego domem, tfu!) internetu nie mam. U Lwa co prawda jest, ale... jakby mi spokoju i prywatności brakowało. Nie umiem pisać jak mi ktoś dajmy na to przez ramię zagląda lub pyta kiedy skończę, więc prewencyjnie nie pisuję u Lwa. Chyba, że jestem tam sama, ale wtedy przeważnie pojawiają się obowiazki, których nie śmiem zaniedbać.

Tyle w kwestii technicznej i wyjaśniającej czemu mnie nie ma.

A gdzie jestem gdy mnie nie ma? Trudno nawet odpowiedzieć na to pytanie. Wszystko zrobiło się potwornie tymczasowe. żyję z godziny na godzinę, z tygodnia na tydzień i nie mam pojęcia kiedy to się skończy. Wiem, że się wyprowadzę z tego mejsca którego nie mam zamiaru nazywać domem. Wyprowadzę się najdalej jak tylko mogę, ale zanim spakuję tobołki, muszę się upewnić czy wszystko co moje jest zabrane, czy wszystkie sprawy są zamknięte i czy niczego nie zaniedbałam. Bo nie mam zamiaru wracać. Nawet po szczoteczkę do zębów.

Zanim to nastąpi poukłdałam się jako tako w przydzielonym mi pokoju. Mimo zakazu nawet rozpanoszyłam się w  lodówce (ależ jestem bezczelna, prawda?) Mama powiedziała mi jawnie, że będzie mnie gnębić dopóki się nie wyprowadzę, ale troszeczkę wyprostowałam jej myślenie zgłoszeniem na policję i od tego czasu mam względny spokój. Ten przed burzą, ale jednak spokój.

Pracuję jako opiekunka dwójki dzieci, przyjaciól Bąbla za podwórka. Nie są to kokosy i nie zawsze wiem kiedy i czy będę pracować, ale przynajmniej pracuję z Dzieckiem. Jest wręcz atutem, a nie zawadą.

Ruinka, całe szczęście, się trzyma. Choć sezon grzewczy martwi mnie na poważnie. Kolejny rok prowizorki, ale to co wkurza mnie niebotycznie, to fakt, że w TYM roku to nie była kwestia braku pieniedzy czy czasu. Można było zrobić o wiele więcej i naprawdę zabezpieczyć ten dom na zimę. Tylko trzeba było do tego współpracy wszystkich. A ja obawiam się, że współpraca w moim przypadku miałaby oznaczać zbyt wielką uległość na którą nie mogłam się zgodzić.

Może zima nie będzie taka zła?

Na razie życie  wymaga ode mnie elastyczności i świetnej organizacji. Niesprecyzowane tęsknoty poklepuję po główkach i namawiam, żeby jeszcze troszeczkę pospały. Może do wiosny, gdy bądzie ciepło i miło. Ze sprecyzowanymi usiłuję argumentować logicznie.

I czekam cierpliwie na moment swojego objawienia, kiedy w końcu to wszyskto nabierze sensu.

PS wiem, że Ptyśkowy blog zaniedbałam haniebnie. Tematy mi się mnożą lecz nie nadążam. Jak z wieloma innymi rzeczami. Kiedyś, gdy już się co nieco poukłada, wrócę i spróbuję ponadrabiać.

3 comments:

  1. Poziomko, przeczytałam poprzedni wpis i za głowę się złapałam. Nie wiedziałam co napisać. Dalej nie wiem.
    Dzisiajprzeczytałam ten wpis i znowu nie potrafię znaleźć żadnych sensownych słów. Po prostu w głowie mi się nie mieści,że matak amoże się tak zachować. Może naiwna jestem, może, ale nie mogę tego pojąć. Mogę sobie natomiast wyobrazić jak to boli.

    Przypuszczam, że pewnie nie zechcesz się wyprowadzić w moje okolice jakjuż pozamykasz wszystkie sprawy...

    Przytulam mocno i pozdrawiam,

    Motylek

    ReplyDelete
  2. Hmm, widzę ,że nie za ciekawie. Trzymam kciuki za Ciebie i za siebie , bo u mnie też doły :(
    Nawet pisać mi się nie chce.tak tylko z rozpędu.
    Może to te chude lata?... Ale Ty nie dawaj się i dla siebie i dla Ptysia!....

    Ps. Mam nadzieję, że lew nie zawiedzie a może faktycznie uciekaj w strony Motylka?..

    ReplyDelete
  3. Życie jest popaprane o wiele bardziej niż lato z radiem.

    ReplyDelete